Udało się! dolecieliśmy :) Bangkok przywitał nas deszczem... niesamowite ale prawdziwe..
Powiem wam nieważne, że pochmurno, deszczowo i szaro.. jest tak ciepło i ORIENTALNIE!!!!
Wsiedliśmy do taksówki i......szok ..kompletnie zapomniałam o ruchu lewostronnym ;)
szybko wyobraźnia podpowiedziała mi jakbym wyglądała za kierownicą takiego samochodziku i
jak szybko wylądowałabym po przeciwnej stronie drogi :))) cóż przekonam się niebawem.
Hotel - hotel jest...malutki ale naprawdę przytulny.
Wrażenia z pierwszego spaceru - hm... feria kolorów, zapachów.. a raczej smrodu..
mój zmysł węchowca cierpi ..koloryt i przepych ulicznych straganów zachęca na każdym kroku ale nosek natychmiast każe iść dalej ..nie odważyliśmy się tego wieczoru skosztować tych ulicznych rarytasów jedząc w całkiem przyzwoicie wyglądającej knajpie, która raczyła swymi bogactwami i tak w większości skośnooką klientelę..
Był to pierwszy kompletny posiłek od naszego wylotu lecz.....................nieostry, niepikantny.. :(((
cóż za rozczarowanie, potraktowali nas jak europejczyków..
nie martwcie się, już mamy namiary na lokalik dla tubylców gdzie otrzymamy lokalnie, pikatnie i tanio :)) jak przeżyjemy dodamy do jakiegoś przewodnika :)
ale by przyzwyczaić nasze brzuszki do tych specjałów udaliśmy się do 7/11 po mega wypasione snacki, oczywiście tylko hot chilli i mega hot chilly ;) także teraz raczymy się tymi szybkimi przekąskami i lokalnym whiskey w nadziei na lepszą jutrzejszą pogodę.Pozdrawiamy i życzymy dużo ciepła.