Uff....Jeden z najgorszych etapów podróży mamy za sobą.Najpierw lot konserwą do Helsinek w towarzystwie nietrzeźwych rodaków,na szczęście tylko półtorej godziny.Następnie dożywianie i nawadnianie organizmów (zdj.) i szybka odprawa na lot do Bangkoku.Potem to już czysty koszmar.Prawie 10 godzin non stop w ciasnym fotelu w starym trzęsącym się MD-11.Ja przespałam większość podróży z przerwami na jedzenie,natomiast Waldek przechrapał może ze dwie godziny.Co do jedzenia to jeżeli Finowie na co dzień jedzą takie "znakomitości" jakie nam zaserwowali to wypada im współczuć,bo przy lazanii która była na kolację, nasza wysmażona kaszanka to jest czysta maestria kulinarna.Ogólnie jedzenie podane w obu samolotach było niejadalne i nie wiem czy pieski pozostawione w domu spróbowałyby to cudo.Na szczęście cali i zdrowi wylądowaliśmy w Bangkoku i po krótkiej wizycie w urzędzie imigracyjnym pojechaliśmy taksówką do hotelu.