Wcześnie rano obudziła nas burza, cóż trzeba było wyjąć przeciwdeszczówki i ruszyć z buta na dworzec skąd o 8 odjechaliśmy autokarem do Nanningu. Pojazd na wypasie, szerokie fotele, falbanki na zagłówkach, można było nóżkami machać tyle miejsca . Szybko w takich warunkach minęła nam droga i o 14.30 byliśmy w Nanningu. Po niecałych 10 minutach siedzieliśmy już w następnym busie do Beihai. Dotarliśmy tam o 18 i jasne było, że musimy znaleźć jakiś nocleg. Ruszyliśmy więc przed siebie na poszukiwania i po kilkunastu minutach znaleźliśmy kiepskiej jakości hotel , w którym za nockę zażyczyli sobie 180 RMB i nie chcieli nic a nic zejść z tej wygórowanej ceny. Poszliśmy dalej a, że w dużym upale przyszło nam tak podążać to zrobiliśmy sobie postój w miejscowym fastfoodzie.
Przy kasie stanął obok mnie Europejczyk i zaczął kalamburować, że chce kawę i colę. Nie szło mu to dobrze, więc go wsparłam i wypowiedziałam cudowne ‘kafee’ i ‘koka’. Pan dostał co chciał i przeszczęśliwy zagadnął skąd jesteśmy. Ja szybko przeszłam do tematu taniego noclegu w okolicy. On łamanym angielskim powiedział, że właśnie w takim mieszka. To się nazywa szczęśliwy zbieg okoliczności . Po długich formalnościach zakwaterowaliśmy się w tym hotelu za 120 julków, wzięliśmy kąpiel i ruszyliśmy na miasto w poszukiwaniu kolacji. Jutro rano pędzimy dalej.