Po prawie 30 godzinnej podróży w końcu dotarliśmy do Yangshuo!
Czekając na pociąg w Chengdu byliśmy pod wrażeniem, że lokalsi wcale nie napierali na bramki żeby dostać się na peron. To był pierwszy szok. Kolejnego doznaliśmy na widok naszego pociągu, który nosił dumną nazwę K652, a na te K z przodu nie zasługiwał nawet w najśmielszych snach. Istny obraz syfu, nędzy i rozpaczy! Zanim wyjęliśmy napoje musieliśmy przetrzeć nasz stolik chyba z 5 razy zanim przestał się kleić. Masakra do kwadratu, tym bardziej, że zapłaciliśmy 244 RBM od łebka za dolne hardsleepy! Czas płynął bardzoooo wolno. Nie mogąc dopatrzeć się wózka z piwkiem postanowiliśmy sami znaleźć 'warsika' i znieczulić się lekko przed snem. 'Warsik' był równie syfiasty jak reszta pociągu. Nikt nie kwapił się przyjąć zamówienia, a gdy w końcu je złożyliśmy i zaciągneliśmy kilka łyków browaru, zostaliśmy popędzeni do wyjścia ponieważ już zamykali. Z lekka wkurzeni wróciliśmy do naszego przedziału i raczyliśmy lokalnym alko nabytym jeszcze w Chengdu. Przezorność w tym przypadku okazała się zbawienna ;) Pospaliśmy sobie porządnie, w ciągu dnia poczytaliśmy książki i mimo wszelkich niedogodności długa podróż minęła całkiem sympatycznie. W Guilin szybki transfer do busiku, a tym 2 godziny telepania i znaleźliśmy się u celu. West Lily Hotel okazał się przyjemnym i zarazem tanim lokum, którego standard jest NAJ na naszej liście odwiedzonych do tej pory miejsc.
Yangshuo jak to w weekendy bywa jest mocno zatłoczone, ale robi na nas doskonałe wrażenie. Widoki na skały oświetlone nocą są niesamowite. Zrobiliśmy już pierwszy spacerek i zjedliśmy porządne śniadanio-obiado-kolację. Teraz padnięci lecimy spać. Jutro też jest dzień i mnóstwo kolejnych wrażeń przed nami.