Ostatnie dwa dni były iście hulaszcze! Najpierw odwiedzili nas Renata z Danielem i szybko zaczęliśmy poranną imprezkę przy basenie, wymieniając się wrażeniami z pobytu w Tajlandii, racząc przy okazji dobrymi trunkami :) Doborowe towarzystwo, ładna pogoda i dużo, dużo śmiechu! Poczuliśmy niedosyt i szybko zdecydowaliśmy się na rewizytę, jako połączenie przyjemnego z pożytecznym. Przyjemne - wspólne alkoholizowanie i clubbing, pożyteczne - zwiedzenie kolejnej wyspy nieznanej nam obojgu. Jak postanowiliśmy tak niespodziankę zrobiliśmy.
Wieczór był przedni! Rozpoczęliśmy beforkiem ;) na basenie a skończyliśmy na tajskim techno i rap party. Bo w jednym lokalu 'waliły' równocześnie tak odmienne rytmy. Obserwacja wyginających się Tajek wyrywających 'białych' była dla nas orient przeżyciem. Nie wspomnę już o lady boy'ach, fuuujjjjj ( biedna ta nasza matka natura, takie jej figle płatać..). Noc minęła niepostrzeżenie i ledwo żywi popłynęliśmy na naszą wyspę.Brak snu i spora ilość wypitego rumu, spowodowała u Waldka załamanie formy albo mówiąc wprost najzwyklejszego kaca. Jest to niestety ostatni dzień pobytu na wyspie, jutro jedziemy do Bangkoku skąd odlatujemy do domu.