Po wylądowaniu na Suvarnabhumi, szybka wymiana USD na BTH i kolejka miejska City Line ( niebieska, tańsza) na stację Makkasan,
stamtąd malutki spacerek do metra. Kilka stacji do Hua Lamphong, gdzie jest stacja kolejowa. Tam zakup biletów, tylko nie
do Surat Thani, tylko za namową kasjerki do Chumpon wraz z biletami open na bus i prom na Koh Phangan.
Oczekiwanie na pociąg umiliła nam zajebista, zajebista zupka :) zakupiona w ulicznej budzie i kąpiel na kolejowym WC.
Dla tych co lubią higieniczne warunki od razu zaznaczam extremum.... jednak nam naprawdę zależało,żeby się odświeżyć.
Czujność powinna wzrosnąć, wraz z opóźniającym się przyjazdem, a w sumie to podstawieniem się pociągu...ale tak się nie stało..
Radośni załadowaliśmy się do przedziału 2 klasy z klimą ( fotele niezłe, kręcą się na boki w sposób mało kontrolowany hehe) i ruszyliśmy
w dal ;) Ruszyliśmy i szybko stanęliśmy...bądź jechaliśmy do tyłu.. no rozkosz.. powiększające się opóźnienie co stacja.. postój..
widok Pana kolejarza z młotkiem zaniepokoił mnie do tego stopnia, że pognałam do wceta mieć lepszy widok ;) i owszem, zobaczyłam
kilku gości "majdrujących" coś młotkiem przy ostatnim wagonie.. mała usterka widocznie..byle dojechać do celu.
Tak, dojechaliśmy do celu, tylko z półtora godzinnym opóźnieniem, co oznaczało, że nasz prom już odpłynął. Zamiast kupić bilety innego
przewoźnika, zdecydowaliśmy się jechać lokalną "taxą" na nabrzeże, żeby tam kupić bilety. Ustaliłam cenę za dowóz na 100 BTH.
Po dotarciu na miejsce ( muszę to zaznaczyć: w drodze po raz pierwszy w Tajlandii, widziałam mopsa dostojnie kroczącego wśród
lokalnych kundelosów, niesamowite :) ) kierowca nie przyjął owej stówki..a zażądał 500 BTH za nasz przewóz.. dziad jeden tajski sumienia
żadnego, nie posiadający. Olaliśmy dziada i udaliśmy się do okienka Lomprayah po bilety na prom. Biletów „cudownie” zabrakło, a obsługa wzięła mocno stronę „pokrzywdzonego” kierowcy, pokrzykując do nas, że musimy mu zapłacić min. 400 BTH, bo to normalna stawka. Fajnie, jak normalna, to mógł nie cwaniakować i taką nam zaoferować. Gość od razu chciał nas zrobić w …. bo cichcem dał Pani w okienku dwa bilety na prom. Po dalszych awanturach dałam mu te 400 BTH i pożegnałam ozięble. Najważniejsze przecież było wydostać się z tego zapyziałego miejsca i dotrzeć na wyspę. Na Koh Phangan faktycznie nie było biletów ( więc Panie nie kłamały), za to miały tylko dwa bilety na Koh Tao (te, które dał im taksówkarz.. interesy na tzw. boku) i te kupiliśmy. Podróż minęła nam błyskawicznie i mocno sennie. Koh Tao to raczej nie nasze klimaty, więc ustaliliśmy, że bierzemy dobry hotel na jedną noc. Ogarniamy się po długiej podróży i rano ruszamy na Koh Phangan.