Korzystamy z uroków Bangkoku pełną gębą ;) uskuteczniamy rajdy tuk tukami z Khao san ( jak paniska zamieszkaliśmy w Viengtai hotel) w dalsze rejony Bangkoku:na Chatuchak, a to na targ kwiatowy i tak nawet bez konkretnego celu.
Tramwajem wodnym przemieszczamy się z uwagi na szybkość jak i przyjemność (podmuchy wiatru) takiego środka transportu, który u nas
nie istnieje. Zresztą czy ktoś o zdrowych zmysłach widzi na warszawskich drogach tuk tuki, a na Wiśle tramwaje wodne.. heh dobre...
Z nowinek w stylu pudelkowym, do BKK zawitały kebaby, tajskie masaże hurtowo wyszły na ulice ( w dosłownym tego słowa znaczeniu, z gabinetów powyciągali łóżka wprost na chodniki).
Żywimy się głównie na ulicznych straganach, z jedną zasadą, że każde kolejne jedzenie w innym miejscu. Doznania są różne ( od ahów, do ehów i szybkiego powrotu to hotelu, w wiadomym celu). A do tego na finishu włączyliśmy fastfoodziaki i 3 miejsce Burger King, 2 KFC (biedny Waldek nad Zingerem..) i 1 Mc Donald.
Któregoś wieczoru nad kebabikiem, poznaliśmy Nepalczyka ( wstawionego już znacznie), który w swojej wylewnej do nas sympatii,
zapraszał nas do siebie, na wspinaczkę na Annapurnę, Mont Everest...et.c Mielibyśmy tylko kupić bilety lotnicze, resztę on nam zapewni.
Wszystko nam zapewni, a mnie to już najbardziej ( dopytywał się kilka razy, czy my to razem, czy może ja sama hehe) i normalnie od
razu na same szczyty.. Dobry był.. ja tylko nadmieniłam czy aby na pewno widzi Nas i widzi jak wyglądamy (do takiej
propozycji Waldek musiałby zacząć maratony na cito, a ja odżywki dla pakerów na wczoraj ;)).