Ponownie pobudka o 5 i heja na dworzec. Pociąg D2001 do Taiyuan był iście luksusowy.
Tam wybór padł na pociąg 2603 i hard seaty. Wcześniej byliśmy pod wrażeniem organizacji ruchu pasażerów oczekujących na dany pociąg. Wygląda to tak, że najpierw okazuje się bilet przy wejściu na dworzec, następnie przy wejściu do poczekalni, która jest przypisana do odpowiedniego pociągu. Tam grzecznie oczekuje się na komunikat (10 minut przed odjazdem) o otwarciu bramek, ponownie okazując bilet i wreszcie idzie na właściwy peron. W Pekinie wyglądało to kulturalnie, a w Taiyuan tłum (naprawdę tłum lokalsów) jak tylko otworzyli bramki ruszył w pogoni do pociągu. Przed wejściem do wagonu 'hard' kłębiły się masy. Akurat ten pierwszy 'hard' był naszym, a do niego pchali się wszyscy. Nikt nie raczył iść do swojego wagonu, ba nawet zerknąć co ma napisane na bilecie. Dramatyczną sytuację opanował kierownik wagonu, który wrzaskiem i wymachiwaniem rąk dał jasno do zrozumienia, że pozostałe wagony też są dla nich. Masakra. Po co ten zryw, skoro i tak dla wszystkich starczy miejsca, nie wie nikt. My stanęliśmy w przejściu (nie licząc na żadne wolne miejsce siedzące) żeby swobodnie położyć plecaki. Ania musiała wyglądać na umęczoną ciężarem plecaka na swoim grzbiecie ponieważ wypatrzył ją kierownik pociągu i kazał iść za sobą. Po czym zgarnął z miejsca lokalsa i miejscówkę już miała :) Jakież to było wyróżnienie. Waldzio niestety musiał stać.
Wcześniej wybraliśmy kilka hosteli w Pingyao, lecz nie wydrukowaliśmy listy i na dworcu skorzystaliśmy z oferty 'dworcowego' naganiacza. Zawiózł nas za 2RMB do Harmony Guesthouse'u. Tam po krótkiej negocjacji dostaliśmy pokoik z łazienką za 100RMB. Jak się później okazało właśnie ten hostel był naszym nr 1 z listy :)
Wstępny obchód zrobiliśmy a, że mocno zmęczeni o samym mieście napiszemy jutro, dziś tylko kilka zdjęć.